1. Tak. Wiem, że tego nie przeczytasz.
2. Masz rację. Najpierw opanuj wiązanie sznurowadeł, potem naucz się czytać. Trzeba mieć priorytety.
3. I tak chcę to napisać
Zdarzają się takie, nieczęste już teraz chwile, w których stajesz przy oknie z czubem mokrym od potu i patrzysz na zewnątrz. Jesteś odrobinę zmęczony, bo odkurzyłeś, umyłeś podłogi i naczynia, pogoniłeś koty po mieszkaniu i jesteś sam. Wyjątkowo nie jesteś w pracy i powinieneś się czymś zająć. Ale do tego wrócę później.
Za oknem przez które wyglądasz stoją budynki, samochody i zapędzeni ludzie. Widzisz też pozbawione lisci drzewa, jakiś trzepak do dywanów i rowerowy stojak. Wszystko to zlane światłem i z pozoru trwałe, ale wiesz doskonale że światło jest jesienne a trwałość jest kłamstwem materii. Gdy spoglądasz w górę dostrzegasz słońce, rozcięte na pół brzeszczotem żaluzji. Sunące w dół, jak zawsze ku zachodowi. Ale do tego też wrócę później.
Parę dni wcześniej zasiadłeś przed komputerem z rana i przeczytałeś, że koleś który nazywa się Robert Winnicki na spotkaniu z kolesiami kibolami piłki nożnej zapowiedział: „Dążymy do obalenia republiki okrągłego stołu. Budujemy siłę, której tak bardzo boją się lewaki i pedały.”
I spora grupa ludzi odniosła się do tej całej republiki i obalania jej przez Młodzież Wszechpolską, co z pewnością jest poważnym problemem. Wszyscy zajmą się problemami które sprawia paru zagubionych kiboli zaraz po tym jak uda nam się rozwiązać palący problem latających świń. Było i dalej jest, że trzeba ich zdelegalizować, było że Wielki Ruch. I niech to będzie sobie, ale nie potrafię się tu zaangażować. Zacząłem za to myśleć o drugiej części wypowiedzi. A ponieważ jest ona prosta, nie myślałem długo.
Kategoria strachu.
Otóż, drogi Robercie Winnicki, nie boję się Ciebie ani Twoich kolesi. A odnosisz się do mnie w swojej wypowiedzi, bo jak ktoś popatrzy z zewnątrz to jestem właśnie lewakiem. W rozumieniu takim kolesiem, który górnolotnie pisząc nie staje na drodze ani rozumowi, ani miłości. Ale porzućmy definiowanie, bo zapewne dobrze wiesz co sobie ubzdurałeś a Twoi kolesie z radością bezmyślnie powtórzyli po Tobie tyle razy, że też wiedzą co trzeba. W punkt jest to, że ani odrobinę się Was nie boję. Możecie prężyć muskuły i machać pałkami. Możecie rzucać kostką brukową, jak ostatnio w Warszawie, możecie opowiadać o tym co i komu zrobicie, możecie latać w tych swoich maskach i szalikach w te i wewte jak kurczak z ujebaną głową. Dalej się Was nie wystraszę.
I jestem gotów wyjaśnić dlaczego, ale najpierw poruszę temat tych całych masek w których tak ochoczo popierniczacie po ulicach jak przychodzi do dumnego maszerowania. I wiem, że nie tylko Wy w nich łazicie, bo jakieś antyfy też. Do nich to również się odnosi:
Pomyślcie przez chwilę. Jeśli tak bardzo boicie się chwili w której mamusia rozpozna Was na materiale filmowym w telewizji, że musicie zasłaniać twarze, to może dajcie sobie spokój?
Zatem po pierwsze nie boję się Was, bo nie macie twarzy. Jesteście bandą wstydliwych kolesi, którzy ukrywają się za rozmaitymi maskami, bo mają coś do ukrycia.
Po wtóre zaś nie boję się, bo w zeszłym roku bzdurzyliscie, że do niszczenia własności publicznej i prywatnej sprowokował Was marsz lewicowy, a w tym roku pociskacie kit, że z braku marszu lewaków sprowokowała Was policja. A ja mam skłonność do ekstrapolacji i oczyma wyobraźni widzę rok przyszły, w którym po opróżnieniu Warszawy na dobę i zostawieniu Was samym sobie tłumaczycie się, że wyrywaliście uliczny bruk i rozpierniczaliście samochody, bo sprowokował Was chodnik i chmurka na niebie. Zrozumcie: Nie potrafię równocześnie zdychać ze śmiechu i trząść się ze strachu.
Ale po trzecie i najważniejsze, nie boję się Was, bo dzień w dzień doświadczam większego strachu. Strachu, który jak mi się zdaje jest Wam z jakiegoś powodu obcy. Jestem uprzywilejowanym białym, dużym heteroseksualnym facetem i mimo tego od ranka do nocy dociska mnie strach o zdrowie i bezpieczeństwo moje i mojej żony. Czuję ciężar obowiązku, konieczność pracy i wysilania się. Dokładania starań. Tak. Wróciłem do tematu pracy. Czuję odpowiedzialność oznaczajacą, że każdy mój krok może być krokiem ostatnim. A Wam odpowiedzialność jest obca. Nie macie domów o które trzeba dbać, nie macie spraw do załatwienia i nie rozumiecie w ogóle jak wielką szkodą może być jakakolwiek szkoda. Pójdziecie się tłuc, bo nie martwicie się tym jak się na Waszych zarobkach odbije w razie czego miesiąc rekonwalescencji. Wyrwiecie bruk i będziecie nim rzucać, bo nie wiecie ile to pracy żeby go położyć. Wywrócicie do góry nogami samochód i podpalicie go, bo nie czujecie ile to wysiłku na taki samochód zarobić.
I bardzo korci mnie, żeby napisać że to wszystko dlatego, że jesteście znudzonymi bezrobotnymi kolesiami, ale wiem że to nieprawda. Jesteście po prostu tępi i niezdolni do odczuwania odpowiedzialności. Nie rozpoznajecie implikacji wykonywania własnych codziennych obowiązków nawet gdy stoicie z nimi twarzą w twarz. I nie wiem czemu tak macie. Ostateczna diagnoza zresztą nie jest mi potrzebna, bo to co ważne tak czy siak przebija z tekstu.
Nie boję się Was, bo jestem akceptowalnie odpowiedzialnym człowiekiem, który musi codziennie zmagać się ze strachem większym niż potraficie sobie wyobrazić.
Już kończę.
I może to nawet prawda. Ślepej i upośledzonej na rozumie kurze może trafić się ziarno, czego dowodzi historia Bezgłowego Kurczaka Mike. Może przyszłość niesie ze sobą wielkie, wieszczone przez Roberta Winnickego zwycięstwo grupy kibiców piłki nożnej, a moje niechybne odejście. Nie byłbym uczciwy, gdybym nie potraktował tej perspektywy jak prawdopodobnej. W końcu czasem jest taki dzień w którym przytłacza Cię jesień i czujesz że każda sekunda przybliża Twój koniec i jedyny możliwy wynik – przegraną.
Ale tak jak groźby narodowców są płytkie i durne bo pobicie jest największą zgrozą w szkole podstawowej, a potem świat dorosłych ludzi potrafi dokopać dużo bardziej, tak samo ich zwycięstwo będzie płytkie i koślawe.
Uczestniku Marszu Niepodległości, kolesiu co darłeś mordę na Agrykoli, mogę odpowiedzieć Ci parafrazą z dzieła literackiego*:
Możliwe, że mnie świeci ostatni zachód słońca. Tobie świeci żarówka sześćdziesiątka.
*Okej, mogę zrobić konkurs. Otóż jestem ledwie o parę miesięcy od skończenia pisanej do szuflady nowelki o IWŚ. Jak ktoś zgadnie kto jest autorem parafrazowanych słów i chce, to dostanie pedeefa na maila.